W roku 1960 ONZ zdecydowała się wysłać do prowincji Katanga w ówczesnym Kongo, siły rozjemcze, żeby zapobiec wojnie domowej w nowo powstałym państwie. Irlandia była jednym z krajów uczestniczącym w misji.
Żołnierzy i sprzęt ściągano z całej irlandzkiej armii. Pod koniec maja 1961 roku sformowano jednostkę, żołnierze 35 batalionu rozpoczęli trening i przygotowania do wyjazdu. Zbyt wielu informacji o Afryce nie mieli. Otrzymali stosowne lektury, w tym instrukcje o trzymaniu się z daleka od miejscowych kobiet. Właściwie mogli korzystać tylko z doświadczeń poprzedników służących w Afryce.
Wchodzący w skład kontyngentu żołnierze nie byli zaprawionymi w bojach weteranami. Takich było dosłownie kilku. Przeważająca większość to młodzi ochotnicy żądni przygód.
25 czerwca 1961 roku Irlandczycy wysiedli z amerykańskich samolotów transportowych w porcie lotniczym Elisabethville, w prowincji Katanga. Przywitały ich afrykańskie temperatury, ponad 30 st w dzień i chłodne noce. Dowódca kompanii A, Commandant Patric Quinlan, wyszedł z założenia, że najlepszą metodą aklimatyzcji będą treningi, np. tłumienia zamieszek.
opancerzony samochód Forda
Żołnierze byli zakwaterowani w fabryce, mieszkali w szopach i przybudówkach. Listy z Irlandii szły do nich trzy tygodnie. Żywili się racjami żywnościowymi. Trzeba wspomnieć, że racje żywnościowe o jakich myślimy dzisiaj, mając przed oczami obrazy dzielnych żołnierzy amerykańskich wyjadających smakołyki ze swoich porcji polowych, wtedy nie istniały. Kompania A otrzymaywała po prostu duże pudła prowiantu do podziału. Jednym z elementów były twarde, pożywne herbatniki. Żołnierze jedli je rozmiękczone w wodzie lub z margaryną. Na marginesie, po latach służby wojskowej również pamiętam wojskowe suchary. Twarde, z kminkiem, służyły jako przekąska na nocnych dyżurach, kiedy kawa już przestawała działać. Siedząc przed monitorem, obserwując samotne samoloty gdzieś nad Polską, przygryzało się z nudów te suchary żeby nie zasnąć.
Kompania A miała za zadanie zabezpieczenie miejsc zajmowanych przez ONZ, patrolowanie strategicznych obiektow w swoim rejonie oraz zabezpieczanie przejazdów pociągów. Po jakimś czasie wymieniła się z kompanią B i zabezpieczała lotnisko, pomagając również przy wyładunku samolotów z pomocą dla ludności. Dowódca kompanii cały czas pamiętał o ich szkoleniu.
Sytuacja, nazwijmy ją operacyjna, zagęszczała się. Ludność była nastawiona raczej wrogo do oddziałów ONZ. Jeden z plutonów kompanii A został wysłany około 300 km od miejsca stałej dyslokacji, nad granicę, w celu ochrony przejazdu jednego z ministrów rządu Konga i jego rodziny. Dla żołnierzy kompanii A powoli stawało się jasne, że znajdują się jeśli nie w centrum, to blisko centrum wydarzeń.
Żeby odzyskać inicjatywę oraz ustabilizować sytuację, ONZ zorganizowało operację Rumpunch. Jej głównymi celami było pozbycie się (nie myslić ze słowem zabicie) białych najemników, przejęcie kluczowych obiektów w rejonie Elisabethville i przywrócenie dominacji wojskowej i politycznej ONZ. W akcji wzięły udział wojska hinduskie, szwedzkie i irlandzkie, w tym kompanie A i B 35 batalionu. Akcja była sukcesem dla kompanii A. Bez strat własnych przejęto budynki, pojmano 41(z 273 aresztowanych tego dnia) najemników i przywrócono kontrolę ONZ. Kompania A powróciła do ochrony lotniska. Z plusem dla żołnierzy, bo dzięki lotom British Airways mieli szybszy dostęp do poczty.
Sielanka wkrótce się skończyła, 3 września 1961 roku kompania A dostała rozkaz przemieszczenia się do Jadotville, niecałe 100 km od obecnego miejsca pobytu. Zadanie: na prośbę ministra spraw zagranicznych Belgii, ochrona ludności cywilnej. Od początku z trudnościami. Oddział w sile 157 żołnierzy posiadał tylko jedną kiepską ciężarówkę, samochód osobowy i dwa dżipy. Jakby nie kombinować, za mało do transportu. Pożyczono ciężarówki od Szwedów, ale i to nie wystarczyło. Koniec końców, kompania zostawiła część sprzętu. Między innymi zapasy żywności i moździerze 81mm, jakby nie patrzeć, dosyć ważny sprzęt dla żołnierzy piechoty. Żołnierzom towarzyszyły dwa samochody uzbrojone w karabiny maszynowe Vickers. Mimo, że był to sprzęt z okresu 2 WŚ to karabiny Vickres cieszyły się dobrą opinią i niezawodnością.
Vickers
Generalnie, można powiedzieć, że w porównaniu z poprzednią sytuacją, kompania A została odseparowana od macierzystej jednostki.
cdn…
Drodzy moi Czytelnicy, tematem tego i następnego wpisu jest historia żołnierzy kompanii A 35 batalionu, ich służby w Kongo. Jak zauważyliście, pominąłem tutaj skomplikowaną historię polityczną tamtego rejonu i skupiłem się jedynie na żołnierzach. Zrobiłem to celowo, gdyż mimo, że sam musiałem zerknąć o co tam dokładnie chodziło( „Psy wojny” F. Forsytha to nie wszystko) to darowałem Wam opis sytuacji. Z jednej prostej przyczyny. Chciałem zostać na poziomie pojedyńczego żołnierza. Uważam, że historia ta opowiedziana z tej perspektywy będzie znacznie ciekawsza. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Jeszcze słowo o terminologii wojskowej. Używam tutaj różnych słów typu pluton, kompania itd. Największą jednostką, która występuje w historii jest 35 batalion. W skład batalionu wchodzą kompanie,kompania A, kompania B, itd, (to terminologia zachodnia, w Polsce nazywane są inaczej). Kompanie dzielą się na plutony. Te zaś na drużyny w których skład wchodzi kilku(kilkunastu) żołnierzy. Na samym dole jest szeregowy. Ten, który jadł twarde suchary, czekał na pocztę i stał na straży lotniska.
Hej, trafiłem tu po obejrzeniu filmu:
http://www.filmweb.pl/film/Jadotville-2016-737149#
żeby się dowiedzieć czegoś więcej o samej sytuacji militarnej tego oddziału, zacząłeś całkiem interesująco i jasno (nawet dla cywila 🙂 i mam nadzieję że doczekam się ciągu dalszego.
Ciekawy wpis, zajrzę na inne Twoje o Irlandii.
Witam na blogu. Ciag dalszy juz jest https://irlandiapopolsku.wordpress.com/2014/07/14/kompania-a-walczy-oblezenie-jadotville/
Milej lektury zycze. 🙂
trafilem tu podobnie jak przedmowca – z powodu filmu. Ciekawy artykuł 👍dzk!